Reportaż: Od pirata do wojowniczki
Był piękny letni poranek – 23 sierpnia 1999 roku. Wakacje powoli zbliżały się do końca. Sześcioletnia Aneta zjadła śniadanie i postanowiła spędzić czas z koleżanką i ze starszą siostrą. Nie wiedziała jeszcze, że ten właśnie dzień zaważy na całym jej życiu…
Ten jeden dzień…
W pobliżu Anety domu była prywatna stajnia, którą chętnie odwiedzała, bo kochała konie. Tego dnia właśnie tam razem z koleżanką i siostrą postanowiły się wybrać. -Moja mama, która była wtedy w ósmym miesiącu ciąży, nie bardzo chciała się zgodzić, nalegała, żebyśmy tam nie szły.
Dziewczyny okłamują mamę, mówiąc jej, że muszą iść, bo właściciel stajni pilnie je wzywa. Były tam już nie raz. W stajni sześcioletnia Anetka zajęła się najpierw wywożeniem taczkami końskich odchodów – robiła to już wcześniej i nie był to dla niej żaden problem. Po skończonej pracy dziewczyny wsiadły na konie i jeździły wokół stajni – była to nagroda za ich ciężką pracę. Po powrocie do stajni siostra mówi Anetce, żeby nalała koniom wody, bo na pewno w tym upale są spragnione. Jednym z nich jest ulubiona klacz Anety o imieniu Jagoda, która niedawno się oźrebiła. Zwierzę nie należy do spokojnych. Jagoda musi być przywiązywana, żeby nie atakowała świń i innych zwierząt. Tego dnia nie była… -Nalewałam wodę, kiedy moja siostra coś do mnie krzyknęła – opowiada Aneta. -Gdy jej odkrzyknęłam, to Jagoda się przestraszyła… Spłoszony koń staje na dwóch nogach i zahacza podkową o twarz dziewczynki…
Od tego momentu wszystko dzieje się bardzo szybko. Aneta traci świadomość. Po ocknięciu się próbuje wstać. Jest sama. Nikt nie zauważył, że potrzebuje pomocy. Chwilę potem widzi biegnącą w jej stronę i krzyczącą z przerażenia siostrę i zbliżającą się koleżankę. Aneta powtarza w kółko, aby nie dzwoniły po karetkę. Była w szoku i jednocześnie bała się, co powie mama… Żona właściciela stadniny zabiera Anetkę do łazienki. Tam dziewczynka w lustrze widzi, że ma pół twarzy, a w miejscu prawego oka jest dziura wypełniona trawą. Siostra i koleżanka w międzyczasie pojechały na rowerach powiadomić o wszystkim rodziców.
Pół obrazu
Karetka przyjeżdża. Pojawia się też tata Anetki. -Mamie nie pozwolił przyjść. Bał się, że będąc w ósmym miesiącu ciąży, mogłaby przedwcześnie urodzić – tłumaczy Aneta. W karetce dziewczynka marzy tylko o tym, żeby zasnąć. Lekarze nie chcą jej na to pozwolić, ale ona w pewnym momencie zaczyna odpływać. Czuje ciepło i widzi jasność… Jest jej dobrze. Załoga karetki robi wszystko, aby ją obudzić. Aneta wraca do pełnej bólu rzeczywistości. Teraz wie, że to było przechodzenie na drugą stronę. -Wtedy w tej karetce umarłam, ale gdy się obudziłam, to wiedziałam, że jest coś więcej niż rzeczywistość, którą znamy i w której żyjemy – opowiada Aneta. Karetka krąży pomiędzy szpitalami, bo nigdzie nie chcą przyjąć dziecka z wypadku – jest sezon urlopowy i niewielu lekarzy. Gdy w końcu Aneta trafia do szpitala, lekarze robią, co mogą, aby jej pomóc. Oka jednak nie udaje się uratować… Przez kilka dni jest zupełnie niewidoma. Gdy odzyskuje wzrok uświadamia sobie, że widzi tylko pół obrazu. Nie rozumie tego. Pyta tatę, dlaczego tak jest? Tak już będzie – słyszy od niego. -Teraz kocham to pół obrazu! – mówi Aneta. W szpitalu spędza dziesięć dni. Gdy z niego wychodzi i widzi zieleń drzew i ptaki, cieszy się, jakby wszystko zobaczyła po raz pierwszy. -To była doniosła chwila, w której uświadomiłam sobie, że warto doceniać codzienne rzeczy, bo jutro może nam nie być dane.
Brak akceptacji
Niedługo potem wraca do przedszkola i starego życia, ale w nowych okolicznościach. Nie jest jej łatwo. -Dzieci w przedszkolu mnie dotykały. Nikt ich, ani mnie, nie przygotował psychicznie na tę sytuację – wyjaśnia Aneta. Nie czuje się akceptowana. W domu nie jest lepiej. Rodzice Anety byli jeszcze bardzo młodymi ludźmi i ta sytuacja ich przerosła. Choć robią, co mogą, aby stanąć na wysokości zadania – walczą o jej zdrowie z całych sił, to często wzbudzają w niej poczucie winy za to, co się stało. – W domu mówili na mnie „pirat”, a dla mnie to było bolesne – opowiada. W szkole podstawowej jest lepiej – do klasy Aneta chodzi z dziećmi, które znała z przedszkola, więc jej proteza oka lub opatrunek nie wzbudzają sensacji. Problemy pojawiają się znowu w gimnazjum. -Jeden chłopak na mój widok krzyczał: Patrzcie! Szklane oko idzie! – opowiada Aneta. -Na koniec szkoły się we mnie zakochał, ale bez wzajemności – dodaje, śmiejąc się. W technikum Aneta też czuje się odrzucona. -Ale po jego ukończeniu jestem tak zajęta życiem i pracą, że nie mam czasu się tym martwić. W wieku 18 lat Aneta zrywa kontakty z rodzicami, aby samodzielnie uporać się z demonami przeszłości.
Rodzi się wojowniczka
Aneta wie, że przeżyła ten wypadek nie bez powodu. – Bóg zawsze był blisko mnie, ale ja nie byłam blisko Niego – tłumaczy. -Nie pomogli mi terapeuci ani rodzice, ale pomógł mi Bóg.
Choć z istnienia Boga zawsze zdawała sobie sprawę, to nawrócenie przeżyła w dorosłym wieku. -Zawsze się modliłam, ale nie byłam świadoma mocy krzyża i odkupienia. Któregoś dnia uczestniczy w odbywającym się online spotkaniu chrześcijańskim, na którym prowadzący wezwał uczestników, do oddania życia Bogu. I Aneta się na to decyduje. Niedługo później postanawia się ochrzcić. -Na chrzest jechałam dziesięć godzin, a po nim wracałam tyle samo do domu. Ale czułam się taka lekka, jakbym była o kilkanaście kilogramów lżejsza. To było niesamowite przeżycie! – wspomina Aneta tę piękną i ważną chwilę w swoim życiu. Zaczyna rozumieć, dlaczego przeżyła to, co przeżyła. -Czasem się zastanawiam, co robiłabym, gdyby się to nie stało? Jak pomagałabym innym? – mówi Aneta. Bo jej życiową misją stało się pomaganie. Na prowadzonym przez nią blogu jednookawojowniczka.pl pisze tak: „ (…) to moje błogosławieństwo. Dzięki temu, co się stało, mam zaszczyt pomagać, bo chęć pomagania równa się z potrzebą oddychania. Dzięki temu wypadkowi zmienia się serce i życie innego człowieka. Mnie to już nic nie kosztuje, a innym wiele daje. Wiadomo, że to mogło się nie wydarzyć. Wtedy tego nie rozumiałam. Nikt nie rozumiał. I na co mi zastanawianie się dlaczego? Na nic. Nic nie zdziała, nie ma z tego efektów. Poświęcony czas na to zastanawianie zastępuję działaniem (…). Czasu nie cofnę, ale mogę wracać do przeszłości, która pomaga innym”.
Pomysł na nazwanie się wojowniczką przyszedł Anecie do głowy podczas modlitwy. -Walczę o to żeby zatarł się podział na osoby pełnosprawne i niepełnosprawne i żeby ludzie poznali swoją wartość i zaczęli się akceptować.
Misja pomagania
Zamysł Anety był taki, żeby pomagać jednookim dzieciom i ich rodzicom, ale okazało się, że nie tylko oni potrzebują jej rad i są ciekawi jej historii. Spotkania z Jednooką Wojowniczką organizowane są w bibliotekach, centrach kultury czy szkołach. Rozmowy z Anetą pomagają nastolatkom, które zmagają się z kompleksami i brakiem wiary w siebie. -Mają dużo problemów wynikających z braku poczucia własnej wartości – dzieli się swoimi obserwacjami Aneta. -Duży wpływ na to mają social media, gdzie wszystko jest nieprawdziwe i rządzi photoshop. Młodzi ludzie bardzo potrzebują akceptacji z zewnątrz.
I o to, gdzie tej akceptacji szukać najczęściej nastolatki pytają Anetę. -Mówię im, że nasza wartość jest w tym, że żyjemy, że mamy niepowtarzalne, jedyne na świecie linie papilarne. Na spotkaniach nie mówi o Bogu, bo pewnie nie byłoby to mile widziane przez organizatorów, ale czasem utrzymuje dalszy kontakt z osobami, które przyszły się z nią spotkać i wtedy pozwala sobie na podzielenie się świadectwem.
Wszystko mogę…
Aneta napisała też książkę, zatytułowaną oczywiście „Jednooka Wojowniczka”. Zainspirowała ją do tego mama chłopczyka, który stracił oko po walce z chorobą nowotworową. W książce próbuje odpowiedzieć na pytania, jakie najczęściej zadają rodzice dzieci jednookich, ale opowiada też swoją historię.
Na co dzień Aneta jest szczęśliwą żoną i mamą Aurelii, której zadedykowała swoją książkę. Kiedyś wątpiła w to, że ktoś ją pokocha, ale teraz wie, że niepotrzebnie. -Jeżeli ktoś cię naprawdę kocha, to takim, jakim jesteś. Prawdziwe uczucie jest jak z biblijnego hymnu o miłości – na dobre i na złe, z zaletami i wadami.
Teraz Aneta jest na etapie zakładania fundacji, która będzie pomagać osobom niewidzącym i uzależnionym. Pomoże jej w tej działalności mąż, który przeżył uwolnienie od nałogów. Ta organizacja to spełnienie jednego z jej marzeń. -Chciałabym też wyjechać do ciepłych krajów, bo jeszcze nie byłam, ale najważniejsze jest dla mnie, abym była spokojna i szczęśliwa. Bliskość Boga i ludzi to jest coś, czego nie można kupić za pieniądze. Znakiem rozpoznawczym Anety jest piratka na oku. Jej zaprzyjaźniona krawcowa zaprojektowała i uszyła wiele takich opasek dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Będzie można je kupić, gdy fundacja zacznie swoją działalność.
Aneta naprawiła też relacje z rodzicami. -Teraz mama i tata są moimi przyjaciółmi – mówi.
Jej mottem życiowym jest werset z Listu do Filipian: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.
Urszula Gutowska